Stanisław Nahajowski - wieloletni komandor biegu (zmarł 18 grudnia 2014)
Stanisław Nahajowski, człowiek instytucja, nauczyciel, trener, narciarz, kolarz a także człowiek pracy. Swoje ostatnie chwile spędził na trasie biegowej pod Żukowem w Ustianowej. Trasie, na której przez wiele lat spędził setki godzin, stale ją modernizował, rozbudowywał i ulepszał. Gdy tylko zaśnieżyło przygotowywał ją do kolejnych edycji (XXVIII) Bieszczadzkiego Biegu Lotników, (XXXV) Pucharu Bieszczadów i wielu innych.
Stanisław Nahajowski urodził się 3 stycznia 1940 roku w Stryju. Dzisiaj ten szczupły mężczyzna w siedemdziesiątej czwartej wiośnie życia posiada kondycję fizyczną, której mogą mu pozazdrościć nawet młodsi o pół wieku dyskotekowcy. Przejechać sto kilometrów rowerem, czy też przebiec trzydzieści kilometrów na nartach to dla pana Staszka przysłowiowa „bułka z masłem”.
Do sportu ciągnęło go zawsze i pewnie dlatego po maturze wybrał naukę w Studium Nauczycielskim Wychowania Fizycznego w Raciborzu. Pierwsze kilka lat życia spędził wraz z najbliższymi w rodzinnym Stryju. Wydarzenia lat czterdziestych ubiegłego wieku a przede wszystkim zagrożenie ze strony nacjonalistów ukraińskich spowodowały, że rodzina Nahajowskich musiała uciekać ze Stryja, przenosząc się do Wietrzna w pobliżu podkrośnieńskiej Bóbrki, rodzinnej miejscowości mamy pana Stanisława. Wtedy to właśnie w 1944 roku malutki Staś, choć tego nie pamięta, znalazł się zapewne po raz pierwszy w Ustrzykach Dolnych i Ustjanowej, jadąc pociągiem ze Stryja do Krosna. Lata młodzieńcze spędził we Krośnie, ucząc się w miejscowym Liceum Ogólnokształcącym. To właśnie tutaj po raz pierwszy w jego pamięci zapisała się nazwa Ustrzyki Dolne. W roku 1958 będąc w klasie maturalnej intensywnie przygotowywał się planowanych w Ustrzykach mistrzostw województwa w biegach narciarskich. Niestety, silna grypa spowodowała, że na zawody nie pojechał. Zimą następnego roku podczas obozu treningowego w Komańczy, poznał młodego nauczyciela z Ustrzyk Dolnych Kazimierza Sojkę, który dużo i z wielką pasją opowiadał o swojej pracy w ustrzyckim liceum. Obaj panowie od pierwszego momentu przypadli sobie do gustu i zostali dobrymi kolegami, jak czas pokazał, na całe życie.
Pod koniec nauki w raciborskim Studium Nauczycielskim napisał kilka listów w poszukiwaniu pracy, w tym miedzy innymi do ustrzyckiego Inspektoratu Oświaty. Otrzymał propozycję pracy w szkole w Ropience. W lipcu 1961 roku po przejrzeniu mapy, zaopatrzony w rower typu damka wsiadł do pociągu i pojechał sprawdzić, gdzie to jest ta Ropienka. Ze stacji kolejowej w Olszanicy popedałował w kierunku Ropienki ale dotarł tylko do pobliskiego wiaduktu kolejowego, gdyż kiepska droga dojazdowa a w zasadzie jej brak zupełnie go przeraził. Zawrócił i pojechał w kierunku Ustrzyk docierając do Stefkowej. To tu po raz pierwszy zobaczył z oddali pasmo Żukowa i jak twierdzi „widok tej góry zrobił na mnie ogromne wrażenie i mam go w oczach do dzisiaj”. W lipcu 1961 roku przyjechał do Ustrzyk Dolnych w poszukiwaniu pracy. Wysiadł z pociągu wczesnym przedpołudniem i udał się na poszukiwanie miejscowego Inspektoratu Oświaty. Dochodząc ze stacji kolejowej do głównej ulicy miasta natknął się na grupę rowerzystów z plecami pędzących w kierunku Brzegów Dolnych. W ostatniej chwili dostrzegł, że na czele peletonu pedałuje jego kolega Kazik Sojka. Wołanie nic nie pomogło, szum rowerów zagłuszył wszystko. W chwilę później ujrzał spóźnionego rowerzystę goniącego grupę. Po latach okazało się, że była to wycieczka rowerowa do Przemyśla zorganizowana przez Kazimierza Sojkę a owym zamykającym grupę kolarzy, był zmarły niedawno Eugeniusz Pastuszka. Inspektorat Oświaty znajdował się na pierwszym piętrze starej części dzisiejszego budynku TPSA. W sekretariacie urzędowała pani Wiktoria Kaszubska, która po usłyszeniu celu wizyty skierowała młodego absolwenta SN do inspektora, którym był Leon Puszczałowski. Inspektor po dokładnym wypytaniu kandydata zaproponował mu pracę w szkole podstawowej w Ustjanowej. Szczególna nić sympatii nawiązała się miedzy obu panami po tym jak okazało się, że obaj pochodzą ze wschodu. W trakcie rozmowy do pokoju inspektora wszedł mężczyzna, którego Leon Puszczałowski przywitał słowami „dobrze Broniu że jesteś bo właśnie mam dla Ciebie nauczyciela”. Tym mężczyzną był Bronisław Herman kierownik szkoły w Ustjanowej. Ponieważ Stanisław Nahajowski przed podjęciem decyzji zażyczył sobie zobaczenia szkoły, obaj panowie udali się do Ustjanowej. Przez miasto przeszli pieszo ale ponieważ Bronisław Herman prowadził rower , pan Staszek zaproponował aby dalej pojechać rowerem. Wziąwszy przyszłego szefa „na rurkę” popedałował ku swojemu przeznaczeniu. Szkoła mieściła się w drewnianym budynku wybudowanym dla potrzeb radzieckiej straży granicznej. Dzisiaj jest to budynek mieszkalny pomiędzy stacją paliw „Orlen” a Szkołą Podstawową w Ustjanowej. Kierownik Herman serdecznie przyjął swojego przeszłego nauczyciela. Obaj panowie długo rozmawiali o planach na przyszłość a spotkanie zakończyło się posiłkiem w mieszkaniu kierownika, przygotowanym przez jego żonę. Decyzja została podjęta natychmiast i po powrocie do inspektoratu Stanisław Nahajowski podpisał umowę zgodnie z którą z dniem 15 lipca 1961 roku został nauczycielem szkoły podstawowej w Ustjanowej z pensją 1100 złotych miesięcznie. Czy przypuszczał wówczas, że w szkole tej spędzi kolejne trzydzieści lat życia i będzie ona jego jedynym miejscem pracy? Dzisiaj wspomina „ duży wpływ na moją decyzję miała osoba Leona Puszczałowskiego, który bardzo ujął mnie swoim sposobem bycia”. Wypada jeszcze wspomnieć o pewnym interesującym wakacyjnym spotkaniu z tego samego roku. Doszło do niego na stadionie sportowym w Krośnie gdzie odbywały się zawody w sześcioboju. Startujący w nich Stanisław zwrócił uwagę na niskiego, krępego mężczyznę bez trudu wygrywającego poszczególne konkurencje. Okazało się, że nazywa się Franek Nowak i jest z Ustrzyk Dolnych. Pan Staszek znał już to nazwisko z opowiadań kolegów z krośnieńskiego liceum ,którzy po Mistrzostwach województwa w podnoszeniu ciężarów wspominali jakiegoś małego Nowaka z Ustrzyk Dolnych, który bez trudu podnosił sto kilogramów. „Pogadałem z nim”- wspomina pan Stanisław – „ucieszył się, że mam zamiar podjąć pracę w Ustjanowej i gorąco namawiał do przyjazdu” . W ostatnich dniach sierpnia 1961 roku Staszek Nahajowski wraz z tobołami znalazł się w Ustrzykach Dolnych. Zamieszkał w pokoiku na terenie szkoły w Ustjanowej i rozpoczął swoją bieszczadzka przygodę. Narty biegowe, które po raz pierwszy założył w krośnieńskim liceum, stawały się powoli jego pasją, ale rower służył mu na razie tylko jako środek lokomocji.
Poprzednia część wspomnień Stanisława Nahajowskiego zakończyła się w sierpniu 1961 roku, kiedy jako młody nauczyciel podjął swoją pierwszą pracę w Szkole Podstawowej w Ustjanowej. Przez 10 lat był nauczycielem a od 1971 roku, przez kolejnych 20 lat, kierował ustjanowską podstawówką. Już pierwszej swojej zimy w Ustjanowej Stanisław Nahajowski nałożył narty biegowy.
Zima była śnieżna i przyszła dość wcześnie stąd solidne treningi trwały długo. Od samego początku pan Stanisław zajął się trenowaniem młodych adeptów narciarstwa biegowego. Jak wspomina jego pierwszym zawodnikiem był brat poznanego w Krośnie Franciszka Nowaka, Gienek. Zarówno Gienek Nowak jak i jego młodszy brat Edek przez kilka lat znajdowali się pod jego opieką trenerską i obaj mieli wyjątkową „żyłkę” do biegania na nartach. Może warto wspomnieć o tym, że obaj Nowakowie mieszkali w Brzegach Dolnych a treningi odbywały się w Ustjanowej w okolicach dzisiejszej szkoły i aby uczestniczyć w treningu trzeba było pieszo pokonać dystans dwa razy po pięć kilometrów. Jeszcze jedno wydarzenie z pierwszych lat pracy w szkole zachowało się w pamięci Stanisława Nahajowskiego. Uwagę jego zwróciła uczennica klasy VI Nadzieja Chanejko, która w biegach pokonywała nawet chłopców. Nadzieja nie miała pojęcia o bieganiu na nartach i pracę z nią należało zacząć od podstaw. Już po trzech miesiącach treningu rozpoczęła starty zajmując w zawodach wojewódzkich czołowe miejsca. W 1962 roku w ustjanowskiej szkole powstała szkółka lekkoatletyczno- narciarska pod patronatem Powiatowego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki. Jej najważniejszymi zawodnikami, poza wspomnianą Nadzieją Chanejko, byli Tadeusz Bocho, Jan Kraśniewicz i Antoni Handermander. W dniach od 9 do 11 lutego 1963 roku odbywały się w Iwoniczu Zdroju XII Centralne Mistrzostwa LZS podczas których reprezentacja ustrzyckich sportowców odniosła znaczące sukcesy. Gienek Nowak został mistrzem w biegu na 3 kilometry, Nadzieja Chanejko zdobyła 6 miejsce a Jan Karaśkiewicz 10. Również Stanisław Nahajowski zdobył medal w sztafecie seniorów reprezentującej Województwo Rzeszowskie, która na dystansie 3x10 km zajęła 3 miejsce. Należy zaznaczyć, że w tych latach Ludowe Zespoły Sportowe były potęgą zwłaszcza w narciarstwie i kolarstwie i mistrzostwa tej organizacji stały na bardzo wysokim poziomie.
Praca trenerska Stanisława Nahajowskiego odbywała się początkowo pod szyldem Ludowych Zespołów Sportowych a nieco później powstała sekcja biegów narciarskich Górniczego Klubu Sportowego „Bieszczady” działającego pod patronatem Przedsiębiorstwa Kopalnictwa Naftowego Ustrzyki. Był to bardzo ważny patron dla rozwoju ustrzyckiego narciarstwa, to właśnie dzięki jego pomocy powstały zręby przyszłych sukcesów ustrzyckich narciarzy. Doskonałe efekty przyniosła współpraca trenerska pomiędzy Stanisławem Nahajowskim i nieżyjącym już Kazimierzem Sojką. W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych drużyna biatlonowa ustrzyckiego liceum w składzie Ryszard Cybruch, Stanisław Marchewka, Waldemar Steciuk i Teofil Uszak nie miała sobie równych w kraju a Rysiek Cybruch został brązowym medalistą Uniwersjady we włoskim Livigno w 1975 roku. Nadeszły lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku i w życiu Stanisława Nahajowskiego pojawiła się nowa pasja a mianowicie masowe biegi narciarskie. Wszystko rozpoczęło się w 1980 roku startem w Biegu Piastów. „Namówili mnie do tego koledzy z kursu trenerskiego na warszawskiej AWF i zająłem w tym biegu 42 miejsce, później był Bieg Jaćwingów i 11 miejsce a w roku 1981 za namową Jasia Materny wystartowałem w Biegu Gwarków w którym stanąłem na najniższym stopniu podium” . Kolejnym, poniekąd naturalnym etapem w narciarskiej przygodzie pana Stanisława były zagraniczne biegi masowe. Po raz pierwszy wystartował w Czechach w izerskiej pięćdziesiątce w okolicach Liberca w 1992 roku. Później były Niemcy König Ludwig Lauf, Norwegia bieg na trasie Rena - Lillehammer, Finlandia Lahti, Estonia Maraton Tartu i nowe marzenie upartego Staszka, udział w Biegu Wazów, największej tego typu imprezie na świecie. Ta niesamowita impreza odbywa się zawsze w pierwszą niedzielę marca a jej początki sięgają 1922 roku. Bierze w niej udział około piętnastu tysięcy zawodników, którzy mają do pokonania dystans 90 kilometrów.
Stanisław Nahajowski dwukrotnie wystartował w tym prestiżowym biegu w latach 2007 i 2008. Już podczas pierwszego startu w biegu masowych w głowie Stanisława Nahajowskiego pojawiło się nowe marzenie, zorganizowanie w Bieszczadach masowego biegu narciarskiego. Przez siedem lat dokładnie przyglądał się biegom w których uczestniczył i w dopiął swego, organizując pierwszą edycję Bieszczadzkiego Biegu Lotników. Bieg ten odbył się w mroźną niedzielę 25 stycznia 1987 na trasie z Ustrzyk Dolnych do Czarnej. Dzisiaj pan Stanisław wspomina „Marzyłem o nim przez kilka lat a realizacja mojego marzenia była możliwa dzięki dużej pomocy Józka Balowskiego kierującego wówczas ustrzyckim komitetem partyjnym. Całą trasę przygotowywałem własnymi rękami wspólnie ze Sławkiem Wójcikiem, etatowym pracownikiem LZS. Nigdy nie zapomnę tych wielu dni spędzonych w lesie na Żukowie z siekierą w ręku. Prace ukończyliśmy przy pomocy skutera śnieżnego późnym wieczorem na dzień przed biegiem”. Organizowany trochę w partyzanckich warunkach i praktycznie przez jednego człowieka Bieszczadzki Bieg Lotników wpisał się na stałe do kalendarza imprez i jest w nim do dzisiaj. W tym roku odbyła się 22 edycja Bieszczadzkiego biegu Lotników i pan Stanisław ma nadzieję, że zdrowie pozwoli mu na zorganizowanie kolejnych biegów, przynajmniej do jubileuszowego dwudziestego piątego.
owerem i na nartach przez życie- Pasje Stanisława Nahajowskiego Część III Już w poprzednim odcinku wspomnień pisałem o trenerskiej pasji Stanisława Nahajowskiego. Była ona szczególnego rodzaju, bo poza funkcją trenera pełnił on równocześnie funkcje nauczyciela, wychowawcy i dyrektora szkoły. Szkoły niewielkiej, bo liczącej nie więcej niż 140 uczniów. Tylko człowiek posiadający szczególny dar do trenerki, wykonujący swoją pracę z wyjątkową pasją mógł spośród tak niewielkiej liczby uczniów wyłuskać tak wielu sportowców.
Zawsze starał kierować się zasadą, aby proponować bieganie dobrym uczniom nie mającym problemów z nauką. Korzyści z tego były obopólne. Pan Stanisław nie był narażony na pretensje rodziców, że ich dziecko ma problemy w szkole bo zbyt dużo czasu spędza na treningu a uczeń po ukończeniu podstawówki podejmując naukę w ustrzyckim Liceum Ogólnokształcącym mógł kontynuować narciarską przygodę pod okiem doświadczonego trenera i wychowawcy jakim był Kazimierz Sojka. Jest jeszcze jedna korzyść, w moim przekonaniu najważniejsza. Wychowankowie Nahajowskiego, nawet jeżeli nie zostali wielkimi sportowcami, nauczyli się od niego wyjątkowego hartu ducha, sportowej wytrwałości i zawodniczej zawziętości, co w późniejszych latach ułatwiło im osiągnięcie sukcesów w życiu zawodowym. Zaskakująco duża ich liczba zdobyła solidne wykształcenie i dzisiaj są postaciami ważnymi w swoich środowiskach. Podczas naszych rozmów pan Stanisław wymieniał dziesiątki nazwisk swoich wychowanków, ja wymienię tylko część z nich, bo wymienienie wszystkich zajęło by zbyt wiele miejsca.
Zacznijmy od wspomnianego wcześniej Edka Nowaka, absolwenta Politechniki Gdańskiej, działacza „Solidarności”, dziś mieszkającego w Kalifornii. Jego rówieśnikami byli dwaj Jankowie, Sobiecki absolwent i pracownik naukowy krakowskiej AWF oraz Żuliński ppłk Wojska Polskiego absolwent Wojskowej Akademii Technicznej. Z pozostałych wymienię jeszcze Mietka Podkalickiego – leśniczego i strażaka, wielokrotnego uczestnika Biegu Piastów i zapalonego kolarza, Cześka Jabłońskiego - dzisiaj prowadzącego firmę budowlaną, Janka Józefczyka – radnego powiatu bieszczadzkiego oraz z młodszego pokolenia Zosię Hnatów i Tomka Kapuśniaka- wielokrotnego uczestnika Biegu Piastów, Gwarków i Gąsieniców. Tomek jest wnukiem pani Elżbiety Chanejko, która przed II wojną światową pracowała w słynnej Szkole Szybowcowej u Ustjanowej. Ta skromna kobieta przechowała kronikę szkoły przez lata wojennej zawieruchy i po wojnie przekazała ją na ręce Józefa Kusiby z Aeroklubu Podkarpackiego w Krośnie. Wyjątkową grupą wychowanków pana Stanisława były klany rodzinne. Marchewkowie: Teresa, Czesław oraz Jolanta, Henryka i Stanisław – absolwenci Akademii Wychowania Fizycznego, Sieroniowie: Urszula, Leszek , Andrzej i Janek Siroń oraz bracia Roczniakowie Grzegorz i Wojciech – dziś lekarze medycyny. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że w życiu tych wszystkich ludzi Stanisław Nahajowski odegrał bardzo ważną rolę i miał znaczący wpływ na ukształtowanie ich charakterów. Muszę napisać jeszcze o jednym wychowanku, o którym pan Stanisław wspomina niewiele, zapewne przez wrodzoną skromność. Córka pana Stanisława Ewa została również „zarażona” przez ojca sportem i narciarstwem biegowym, odnosząc liczne sukcesy. Największym z nich było wicemistrzostwo Biegu Piastów w 1991 roku. Dzisiaj Ewa Nahajowska – absolwentka warszawskiej AWF jest nauczycielem wychowania fizycznego. Praca pana Staszka w szkole w Ustjanowej zapoczątkowała profesjonalne narciarstwo biegowe w Bieszczadach a niewielka wieś Ustjanowa stała się jego kolebką. To właśnie tutaj znajduje się jedna z niewielu w naszym kraju tras biegowych posiadająca licencję Polskiego Związku Narciarskiego i spełniająca surowe warunki na uzyskanie licencji Międzynarodowej Organizacji Narciarskiej FIS. Trasa ta powstawała przez ponad dwadzieścia lat a było to możliwe dzięki ogromnemu zaangażowaniu całej społeczności wsi Ustjanowa. Dopiero w ostatnich dwóch latach nadeszła znacząca pomoc z zewnątrz, co pozwoliło nadąć trasie ostateczny szlif. Przejdźmy teraz do kolarstwa – drugiej życiowej pasji naszego bohatera. Początki jego kolarskiej przygody były bardzo interesujące. Wśród licznych narciarzy biegowych jakich Stanisław Nahajowski poznał podczas swoich startów w biegach masowych było dwóch kolarzy Stanisław Suwara z Łodzi i Jerzy Urbaczka z Jaworzynki. To właśnie ci dwaj ludzie sprawili, że w życiu pana Staszka pojawiła się kolejna pasja – rower. Początki były prozaiczne. Stanisław Suwara wraz z grupa kolarzy trenował w Bieszczadach i jego narciarski kolega Stanisław Nahajowski postanowił pokazać mu Bezmiechową. Jak na kolarzy przystało trasę pokonali na rowerach a pan Stanisław towarzyszył im na „damce”. Wszystkim bardzo spodobała się jazda pana Staszka i namówili go do zajęcia się kolarstwem. Suwara zaproponował koledze porządny rower biorąc w rozliczeniu narty do łyżwy wraz z butami. Był rok 1998, kiedy to Stanisław Nahajowski po raz pierwszy usiadł na profesjonalnym rowerze kolarskim i już we wrześniu następnego roku pojechał do Krynicy na Mistrzostwa Polski w klasie „Masters”. Dzisiaj wspominając ten wyścig mówi: „Trasa była trudna a nawierzchnia drogi w stanie opłakanym, zająłem w tym wyścigu przedostatnie miejsce, ale zaproponowałem organizatorom, żeby kolejne zawody zorganizować w Ustrzykach w o wiele lepszych warunkach. Odpowiednie zgłoszenie zostało przez władze miasta wysłane do Polskiego Związku Kolarskiego i po dwóch wizytach przedstawicieli PZKol otrzymaliśmy organizację mistrzostw”. Pierwsze zawody odbyły się w 1999roku i przez kolejne pięć lat gościły w Ustrzykach. Obecnie odbywają się na przemian w Bieszczadach i Sudetach.
Trudno uwierzyć ile może sprawić aktywność i upór jednego człowieka. Przez wszystkie te lata aż do dzisiaj Stanisław Nahajowski corocznie startuje w zawodach kolarskich a szczytem jego kolarskiej kariery był trzykrotny udział z dużymi sukcesami w wyścigu La Matmotte – La route des grandem cols we Francji prowadzącym przez największe alpejskie przełęcze. Trasa wyścigu liczy 174 kilometry a ostatni fragment to czternastokilometrowy podjazd przez 21 serpentyn przy różnicy wzniesień 1250 metrów. Każda z serpentyn opatrzona jest tablicą zawierającą informacje o wysokości miejsca nad poziom morza oraz nazwisko kolarza, który zwyciężył w słynnym wyścigu Tour de France na etapie z metą w znanej stacji narciarskiej L'Alpe d'Huez.
Można tu ujrzeć nazwiska największych sław kolarstwa światowego takich jak Lance Armstrong czy tragicznie zmarły Marco Pantani, który w roku 1997 pokonał górę w 37 minut i 35 sekund, co do dzisiaj jest rekordem trasy. Staszek Nahajowski pokonał tę trasę w 75 minut a miało to miejsce w dniu 9 lipca 2005 roku, podczas drugiego startu w wyścigu. Jest to wyczyn nie lada, zważywszy na wiek i fakt, że w przeciwieństwie do zawodowców czternastokilometrowy podjazd do L'Alpe d'Huez nie był oddzielną jazdą indywidualną na czas, ale końcówką etapu, na którą wjeżdżało się po przejechaniu 160 kilometrów.
Wspominając o początkach swojej kolarskiej przygody, Stanisław Nahajowski wymienił nazwiska dwóch ludzi za sprawą których, usiadł na wyczynowym rowerze kolarskim. Byli to Stanisław Suwara z Łodzi i Jerzy Urbaczka z Jaworzynki. Zwłaszcza tego drugiego, zwanego przez kolegów Jurą, pan Staszek wspomina z wielkim sentymentem. Podczas wielokrotnych spotkań Jura i Staszek prowadzili ze sobą długie rozmowy. W czasie jednej z nich Jura pochwalił się, że kiedyś kupił rower od samego Ryszarda Szurkowskiego. Trzeba w tym miejscu wyjaśnić, że profesjonalny rower kolarski, zwłaszcza taki, na którym jeździł mistrz świata, to przedmiot wartości nowego samochodu osobowego średniej klasy. Sytuacja materialna Jury była więc doskonała. W czasach, gdy Nahajowski jeździł na zawody narciarskie Syrenką czy Maluchem to Urbaczka przyjeżdżał Toyotą. Dopiero nieco później okazało się, że Jura pochodzący z Jaworzynki leżącej na pograniczu polsko-słowackim, zajmował się przemytem i handlem walutą, czyli krótko mówiąc był cinkciarzem. Wraz z nadejściem transformacji ustrojowej w naszym kraju, nadszedł koniec kariery finansowej Jury. Nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości i zaczął podupadać finansowo i życiowo. Podczas jednego z ostatnich spotkań powiedział do Nahajowskiego, że nie ma już na czym jeździć i dlatego nie startuje w biegach. Pan Stanisław zaproponował koledze przesłanie nart wraz z butami, ale ten odmówił. Jakiś czas później Stanisław Nahajowski pojechał w styczniu na Międzynarodowy Bieg Narciarski „O Istebniański Bruclik” i tam dotarła do niego wiadomość o śmierci Jury. Zmarł tragicznie. Gdzieś między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem znaleziono go leżącego w śniegu, reanimowany dawał jeszcze oznaki życia, ale w chwilę później już nie żył. „Zawsze, kiedy jestem w pobliżu Jaworzynki, odwiedzam grób Jury na miejscowym cmentarzu i niezmiennie wracają wtedy wspomnienia wspólnych startów”- powiedział mi, nie bez wzruszenia, pan Staszek. Stanisław Nahajowski w sposób szczególny wspomina jeszcze jedną swoją kolarską przygodę, jaką przeżył w 2003 roku. Wziął wówczas udział w rowerowej pielgrzymce do Rzymu. Była to IV Ogólnopolska Pielgrzymka Rowerowa Rzeszów – Rzym organizowana przez księdza Mariusza Nowaka pełniącego wówczas swą posługę pasterską w Sokołowie Małopolskim
Uczestnicy mieli do przejechania 2000 kilometrów w 15 dni. Codziennie pielgrzymi mieli do pokonania ponad 100 kilometrów a najdłuższy etap liczył aż 180 kilometrów. Pierwsze spotkanie wszystkich chętnych do udziału w rowerowej pielgrzymce miało miejsce w Kalwarii Zebrzydowskiej w dniach 23-24 maja. W czasie spotkanie uczestnicy musieli zaprezentować swój sprzęt i przejechać dystans 50 kilometrów. W wyniku spotkania, część chętnych zrezygnowała z udziału w pielgrzymce. Ostatecznie w dniu 18 lipca 2003 roku na trasę Rzeszów – Rzym wyruszyło 75 zawodników. Towarzyszyły im pojazdy wiozące sprzęt biwakowy, kuchnię wraz z całą aprowizacją a także wóz medyczny z lekarzem i techniczny z całym niezbędnym wyposażeniem. Organizacja pielgrzymki była wzorowa i zapewne z tego powodu przebiegła ona bezproblemowo. Stanisław Nahajowski rozpoczął swoje rowerowe pielgrzymowanie jeden dzień wcześniej 17 lipca. Tego dnia rano, żegnany przez rodzinę i przyjaciół, wyruszył rowerem z Ustjanowej do Rzeszowa, wydłużając trasę swojej pielgrzymki o 120 kilometrów. W pierwszym dniu podróży uczestnicy pielgrzymki przeszli dość nieprzyjemny chrzest bojowy.
Na etapie do słowackiego Świdnika lał rzęsisty deszcz i mocno dokuczył kolarzom. Całe szczęście, że nocleg w Świdniku był jednym z trzech, podczas całej pielgrzymki, spędzanych pod dachem w nie w namiotach. Normalny dzień pielgrzymki zaczynał się dla uczestników o godzinie 6 rano. Po Mszy Świętej i śniadaniu następowało pakowanie sprzętu obozowego i punktualnie o 9 wyjazd na trasę. Uczestnicy wyprawy poruszali się w piętnastoosobowych grupach. Każda z grup posiadała swojego lidera a poszczególne grupy utrzymały między sobą kontakt wzrokowy. Co 20 kilometrów robione były krótkie przerwy na odpoczynek a około godziny 11 miała miejsce dłuższa przerwa na drugie śniadanie. Podczas całej podróży kolarze poruszali się ze średnią prędkością 20 kilometrów na godzinę. Po dotarciu na metę etapu na początek należało rozbić namioty a następnie była kąpiel i obiadokolacja. Cała trasa pielgrzymki była szczegółowo zaplanowana. W kilku przypadkach, gdy zachodziła konieczność przejazdu przez duże miasta, peleton pielgrzymów był pilotowany przez lokalną policję. Pierwszy z zaplanowanych trzech dni odpoczynku miał miejsce w Bratysławie. Zwiedzanie miasta i bankiet w Ambasadzie Polskiej to były najważniejsze punkty pobytu w stolicy Słowacji. Przejazd przez Austrię niósł ze sobą inne trudności a były nimi Alpy. Wprawdzie trasa pielgrzymki omijała najtrudniejsze przełęcze alpejskie, ale dla wielu uczestników pokonywane wzniesienia i tak były zbyt trudne i część trasy pokonywali w towarzyszącym pielgrzymce autobusie. Najwyższe wzniesieniem, jakie znajdowało się na całej trasie liczyło 1340 metrów na poziom morza, było więc gdzie się wspinać.
Drugi dzień odpoczynku był na kampingu Fusina we Włoszech, skąd podróż stateczkiem do Wenecji trwała ledwie kilkanaście minut. Zwiedzanie tej perły światowej cywilizacji było dla wszystkich dużym przeżyciem. Ostatni dzień odpoczynku pielgrzymi spędzili w Asyżu, skąd do Rzymu było już tylko 160 kilometrów. Jak wspomina pan Stanisław ten ostatni etap był bardzo trudny a właściwie najtrudniejszy na całej trasie z uwagi na dokuczliwy, bez mała czterdziestostopniowy upał.
Kilkodniowy pobyt w wiecznym mieście poświecony był głównie na zwiedzanie wspaniałych zabytków tej wyjątkowej metropolii. W dniu 6 sierpnia pielgrzymi odwiedzili letnią rezydencję papieską w Castel Gandolfo, gdzie wzięli udział w audiencji generalnej. Dziesięcioro z nich dostąpiło zaszczytu bezpośredniego spotkania z Janem Pawłem II. Niestety Stanisław Nahajowski nie załapał się do tej szczęśliwej dziesiątki. Dla pana Staszka bardzo przejmująca była wizyta na polskim cmentarzu wojennym pod Monte Casino. Jak wspomina: „Uroczyste nabożeństwo wśród ponad tysiąca polskich mogił ogromnie mnie wzruszyło”. Ostatni dzień pobytu we Włoszech poświęcony był na prawdziwy odpoczynek. Uczestnicy pielgrzymki spędzili go u ujścia Tybru do morza Tyrreńskiego w antycznym porcie Ostia, a właściwie na wspaniałej nadmorskiej plaży. Powrót do Rzeszowa nastąpił w dniu 11 sierpnia w godzinach wczesno porannych. Zbliża się letni sezon kolarski zapytałem więc pana Staszka o sportowe plany na najbliższe miesiące. Odpowiedział mi w sposób godny wielkiego sportowca „Mam wielką ochotę jeszcze raz pojechać do Francji i samotnie ponownie pokonać 21 serpentyn podjazdu do L'Alpe d'Huez. Marco Pantani pokonał je w niespełna 38 minut, ja chciałbym pokonać je w godzinę. Jest to wielkim moim marzeniem”. Aby zrealizować to marzenie czeka pana Stanisława ostry trening, jak sam stwierdził dużą pętlę bieszczadzką trzeba będzie zaliczać przynajmniej trzy razy w tygodniu. Mamy czerwiec 2009 roku będący w siedemdziesiątej wiośnie życia Staszek Nahajowski codziennie dosiada swojego roweru i przemierza bieszczadzkie drogi. Jest to możliwe nie tylko dzięki niesamowitemu uporowi i ogromnej zawziętości Nahajowskiego, ale również dzięki postawie jego małżonki, która wspiera starania swojego męża organizacyjnie, duchowo i finansowo. W rozmowie ze mną pan Staszek mówił o żonie „jest moim dobrym duchem i domowym sponsorem”. Drogi Stanisławie do setki masz jeszcze 30 lat życzymy Ci serdecznie owych stu lat, ale koniecznie na nartach i na rowerze, przynajmniej do dziewięćdziesiątki..
Źródło: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. (Marek Prorok)
Dyrektor Szkoły Podstawowej w Ustianowej G. – 1971-1991. Nauczyciel wychowania fizycznego.
Zawodnik i trener LZS Ustrzyki Dolne – reprezentant woj. rzeszowskiego w latach 1962-1975 w biegach narciarskich. Wychowawca medalistów Mistrzostw Polski LZS w biegach i sztafetach: Eugeniusz Nowak, Henryka Marchewka, Halina Bielańska, Stanisław Marchewka, Edward Nowak i Jan Sobiecki.
Radny Rady Miejskiej w Ustrzykach D. w latach 1980-2002. Przewodniczący Rady Miejskiej w latach 1990-94 i 1998-2002. W okresie tym wspierał rozwój sportu w Gminie, np. budowa krytej pływalni. Z jego inicjatywy w 1999 roku gmina zakupiła 4 ha gruntu z przeznaczeniem na stadion zimowy w Ustjanowej G. Współorganizator Otwartego Pucharu Świata Polonia Bieszczady 2001.
Pomysłodawca i główny organizator ogólnopolskiej imprezy narciarskiej Bieszczadzki Bieg Lotników – 22 edycji.
Od 9 lat z udziałem zawodników z Ukrainy i Słowacji.
Trener narciarstwa biegowego klasy II. Wychowawca medalistów Ogólnopolskich Igrzysk Młodzieży Szkolnej: Marchewka Teresa, Roczniak Robert, Roczniak Wojciech, Tkaczyk Zbigniew oraz złotych medalistów Centralnej Spartakiady Młodzieży w 1972 w Zakopanem: Marchewka Stanisław i Steciuk Waldemar.
Czołowy działacz Podkarpackiego Okręgowego Związku Narciarskiego w Ustrzykach Dolnych w latach 1994-2005 - wiceprezes, od roku 2006 Prezes Podkarpackiego Okręgowego Związku Narciarskiego w Ustrzykach Dolnych - do dnia dzisiejszego.
Organizator na trasach biegowych w Ustianowej G. W latach 1975-80 Mistrzostw Polski LZS, CRZZ i SZS. Sędzia narciarski stopnia związkowego.
Wielokrotny zwycięzca biegów masowych w Polsce w kategorii wiekowej: Bieg Piastów, Gwarków, Jadźwingów, Gąsieniców i Lotników w latach 1980 – 2008. Zwycięzca Pucharu Polski w biegach narciarskich w 1989.
Mistrz Polski Amatorów PZN w kategorii wiekowej w 2003 i w 2005r. Uczestnik masowych biegów narciarskich w Europie: Szwecja, Norwegia, Estonia, Finlandia, Niemcy, Czechy zajmując miejsca w I dziesiątce w kategorii wiekowej.
Prezes Podkarpackiego Okręgowego Związku Narciarskiego od 2006
Pomysłodawca i współorganizator budowy licencjonowanej trasy biegowej i stadionu zimowego w Ustjanowej Górnej.
Członek Komisji Rewizyjnej PZN od 2.02.2007r.
Jako wiceprzewodniczący Komitetu Organizacyjnego XV, XIX OOM w Sportach Zimowych – Podkarpackie 2009, 2013 znacząco przyczynił się do sukcesu organizacyjnego imprez
14 listopada 2013 roku w Hotelu Polonia Palace w Warszawie odbyła się Gala Sportowa Polska 2013 podczas której Klub Sportowa Polska wręczył wyróżnienia w Konkursie Budowniczy Polskiego Sportu 2013.
Pan Stanisław Nahajowski prezes Podkarpackiego Okręgowego Związku Narciarskiego w Ustrzykach Dolnych został wyróżniony tytułem "Pasjonat Sportowej Polski 2013" za szczególne zaangażowanie w rozwój infrastruktury sportowo-rekreacyjnej oraz upowszechnienie kultury fizycznej w sportu wśród dzieci, młodzieży i społeczności lokalnej.